Szyfr do skarbu
Ta opowieść nadal budzi emocje. Pewnie dlatego, że chodzi o wielki skarb. Być może ze starożytnej świątyni Salomona w Jerozolimie. Istnieje teoria, że odnalazł go Bérenger Saunière, proboszcz z biednej wioski Rennes-le-Château znajdującej się na południu Francji.
Historię wykorzystał amerykański pisarz Dan Brown w swej słynnej książce „Kod Leonarda da Vinci”. Można się spierać, co było w niej fikcją, a co historycznym faktem, ważne jest, że Dan Brown zaprezentował w „Kodzie” pewną teorię, która zastanawiała również historyków ze znamienitych uniwersytetów. A wszystkie jej wątki prowadzą właśnie do owej niewielkiej wioski Rennes-le-Château w Langwedocji na południu Francji, niedaleko hiszpańskiej granicy.
Pergaminy z tajemnym szyfrem
1 czerwca 1885 roku przybył do Rennes-le-Château nowy proboszcz. Nazywał się Bérenger Saunière. Miał 33 lata, podobno był przystojny, energiczny i inteligentny.
Dlaczego wysłano go do zapomnianej, małej wioski u stóp Pirenejów? Być może naraził się czymś swoim przełożonym i wyjazd na prowincję był karą.
Saunière nie wyglądał jednak na zmartwionego. Pochodził z tych stron, urodził się w sąsiednim miasteczku. Nie był więc zbytnio zmartwiony tą zsyłką do miejsca zapomnianego przez cały świat. Wiodło mu się tu dobrze. Szybko zdobył szacunek parafian, którzy nie utrudniali mu życia swymi problemami i łaskawie przymykali oko na związek z osiemnastoletnią gosposią Marie Denarnaud.
Minęło sześć lat i Saunière postanowił wyremontować stary kościół. Pieniądze zdobył dzięki datkom parafian, a resztę pożyczył w banku. I zaczął prace remontowe.
Pierwszy miał zostać odnowiony ołtarz. Kiedy robotnicy przystąpili do pracy, okazało się, że jedna z kolumn, na której opierał się ołtarz, jest w środku wydrążona i coś się w niej znajduje. Natychmiast zawołano księdza, a wraz z nim zbiegło się pół wioski. Saunière wyjął z kolumny zaplombowaną drewnianą tubę. Wewnątrz były cztery pergaminy. Spisane po łacinie teksty nie stanowiły dla księdza żadnej przeszkody, doskonale znał ten język. Było w nich jednak coś dziwnego: między wyrazami brakowało odstępów, gdzieniegdzie dopisano niepotrzebne litery. Przede wszystkim zaś nie było w nich treści! Zupełnie jakby ktoś połączył ze sobą przypadkowe łacińskie wyrazy, bez ładu i składu, dla zabawy. Saunière domyślił się, że teksty są zaszyfrowane i z pasją zabrał się do rozwiązywania zagadki. Jednak nie było to proste.
Olśnienie przyszło podczas lektury drugiego pergaminu. Ksiądz zauważył, że niektóre litery są odrobinę wyższe od pozostałych i wystają nieco ponad resztę tekstu. Przepisał je i wreszcie ułożyły się w logiczne zdanie.
|
Emile Hoffet pomimo młodego wieku był wybitnym specjalistą w dziedzinie
lingwistyki i kryptografii. Był katolickim duchownym, a jednak zajmował
się także wiedzą tajemną. Miał serdecznych przyjaciół wśród okultystów,
członków różnych sekt i sekretnych stowarzyszeń. Nie wiadomo, czy Hoffetowi udało się rozszyfrować pozostałe pergaminy. Kościół konsekwentnie odmawia ich opublikowania, twierdząc, że nie mają żadnej naukowej wartości. Skoro nie mają, to dlaczego pozostają w ukryciu? |
Często się zdarza, że rozszyfrowanie jednej zagadki otwiera drzwi do kilku następnych. Tak było i w tym przypadku. Ułożone z liter zdanie brzmiało: Do króla Dagoberta II i do Syjonu należy ten skarb i jest on martwy (lub „jest śmiercią”).
Duchowny i wiedza tajemna
Nie wiadomo, czy ksiądz zrozumiał dziwne zdanie. Wiadomo natomiast, że nie zdołał złamać szyfru pozostałych pergaminów. Udał się więc do biskupa w Carcassonne i opowiedział mu o swoim odkryciu. Biskup nakazał proboszczowi pojechać do Paryża.
Saunière zabawił w stolicy prawie trzy tygodnie. „Zabawił” to chyba najlepsze określenie, bo zaczął bywać w dziwnym jak na księdza towarzystwie. Emile Hoffet, jeden z poleconych mu księży, pomimo młodego wieku był wybitnym specjalistą w dziedzinie lingwistyki i kryptografii. Był katolickim duchownym, a jednak zajmował się także wiedzą tajemną. Miał też serdecznych przyjaciół wśród okultystów, członków różnych sekt i sekretnych stowarzyszeń. Tajne ugrupowania były wówczas bardzo modne w stolicy Francji, należeli do nich wybitni przedstawiciele sztuki, jak poeta Stéphane Mallarmé czy światowej sławy kompozytor Claude Debussy. Hoffet wprowadził Saunière’a do tego towarzystwa.
Nie wiadomo, czy Hoffetowi udało się rozszyfrować pozostałe pergaminy. Oprócz tego jednego, odczytanego przez Saunière’a, nikt nigdy nie widział trzech pozostałych. Kościół konsekwentnie odmawia ich opublikowania, twierdząc, że nie mają one żadnej naukowej wartości. Skoro nie mają, to dlaczego pozostają w ukryciu?
Saunière wrócił do Rennes-le-Château. Oddał pożyczkę z banku i zaczął wydawać pieniądze. Ogromne pieniądze.
Przewodnik oprowadzający turystów w Rennes, pokazując gabloty ze starannie zapisanymi kaligraficznym pismem proboszcza rachunkami, mówi, że opiewają na kilkanaście milionów franków. Skąd niezamożny ksiądz z biednej, zagubionej gdzieś pod Pirenejami wioski, miał tak niewiarygodną sumę pieniędzy? Niektórzy mówią, że znalazł skarb templariuszy... Ale czy na pewno?
Ewa Segal
Za tydzień – o dziwnym remoncie kościoła za pieniądze nie wiadomo skąd.